-
Uniechowski pamięta co najmniej cztery — nie licząc dzisiejszej — Warszawy i potrafi każdą z nich doskonale odmalować. Wspomina Warszawę bez pojazdów mechanicznych, z jakimś jednym „samojazdem” i tramwajem konnym. Pamięta windę w „Bristolu”, co to ją facet sznurami ciągnął (ten cudowny zabytek, jeden z ostatnich antyków warszawskich, niedawno barbarzyńsko odremontowano). Wspomina Warszawę gazowych latarń, drewnianych bruków, rozdzwonionych zimą sanek. Warszawę, która kończyła się przy Politechnice i placu Unii, i gdzie przy dzisiejszej Rakowieckiej żytko falowało. Tego, który powiada, że „treść czasu, epoki, wydarzeń była dla mnie zawsze zapisana w zewnętrzności, największe zainteresowanie budziła wizualna strona życia”, pasjonują również losy ludzkie. Opowiada o nich barwnie i zawsze z przymrużeniem oka.