1. W budce u „Marynarza” popijali również niemieccy żandarmi. Gospodarz potrafił wydobywać od nich in­formacje o zamierzonych obławach, potrafił ich spi­jać i „załatwić” jak trzeba. Do dziś opowiadają, jak Andruszkiewicz znokautował „banszuca” koło ko­ściółka na Skaryszewskiej: ksiądz z przerażenia prze­rwał wtedy kazanie. W końcu wojny „Wicuś” przeniósł się do własnego lokalu przy ulicy Brzeskiej. Wkrótce jego restauracja zasłynęła jako osobliwość dzielnicy, gdzie można było dobrze zjeść, dobrze się napić i napatrzeć do woli na wspaniałą postać bosmana. W lokalu nie było mniej­szych kieliszków niż „setki”. Specjalnością „Schronu” były — także po wojnie — flaki, pyzy, minogi, go­lonki, naleśniki, paszteciki, świńskie ryjki i uszy. 

Antoni Kowalski

By Antoni Kowalski

Witam na moim blogu! Nazywam się Antoni Kowalski na co dzień jestem fotografem i pracuje jednej z dużych krajowych gazet. Świat mediów znam od podszewki, a pisanie bloga to moje dodatkowe zajęcie. Mam nadzieję, że podobają Ci się treści jakie tutaj zamieszczam! Zachęcam do pozostawienia swojej opinii w komentarzach!

Dodaj komentarz